Anastasia Beverly Hills - paleta cieni Modern Renassaince
Paleta, której pożądają wszystkie kosmetykoholiczki. Absolutny hit blogosfery, w 100% trafiający w obecne trendy kolorystyczne. Mowa oczywiście o palecie cieni Modern Renassaince od Anastasia Beverly Hills. Paletę tę przywiozła mi ze Stanów miesiąc temu kochana Sylwia (Keroina) i od tego czasu często po nią sięgam, nie tylko w codziennych makijażach.
W Stanach, przeliczając na złotówki, ta paleta kosztuje 195 zł, a w sklepach internetowych oferowana jest nawet w cenie 289 zł! Przebicie totalne, ale na czymś trzeba zarabiać ;)
Paleta utrzymana jest w ciepłych tonacjach, od beży, przez różo-czerwienie do brązów i jego pochodnych. Część cieni jest matowa, część ma wykończenie satynowe, a część można uznać, że jest foliowa (2 kolory: Vermeer i Primavera). Niektóre mają w sobie delikatne, odbijające światło drobinki. Wszystkie cienie mają "masełkowatą" formułę, bardzo łatwo nakładają się na skórę i równie łatwo się rozcierają. Ich intensywność na skórze można stopniować nabierając na pędzel mniejszą, bądź większą ilość cienia. Można nakładać je bez bazy, ale ja uważam to za profanację. W końcu to baza pozwala wydobyć ich potencjał i przedłuża ich trwałość na powiekach.
Tempera - cielisty odcień z drobinkami odbijającymi światło. Wykończenie satynowe.
Raw Sienna - odcień sieny palonej, wykończenie satynowe.
Golden Ochre - odcień, który kojarzy mi się z orzechem laskowym, ma w sobie drobinki. Wykończenie satynowe.
Burnt Orange - faktycznie to taki brudny odcień pomarańczy, matowy.
Vermeer - odcień różowego złota, cień foliowy.
Primavera - odcień zgaszonego złota, cień foliowy.
Buon Fresco - delikatny wrzosowy odcień, matowy.
Red Ochre - rudawo-czerwony odcień, matowy.
Antique Bronze - ciepły, złotawy brąz, wykończenie metaliczne.
Venetian Red - odcień brudnego różu, matowy, kiepska pigmentacja.
Love Letter - malinowy odcień, matowy, dosyć kredowy.
Warm Taupe - chłodny, jasny brąz, idealny do konturowania, matowy.
Cyprus Umber - matowa czekolada, przyjemna pigmentacja.
Realgar - nieco ciemniejszy niż Burnt Orange, bardzo ciepły, matowy.
Co mogę powiedzieć o tej palecie? Łączy nas taka "love/hate relationship". Raz ją kocham, raz nienawidzę. Kocham z uwagi na masełkowatą konsystencję i łatwość z jaką cienie się blendują, a nienawidzę za pigmentację obu różów (pozostawia wiele do życzenia). Na dodatkowy plus zasługuje dwustronny pędzelek (wzorem palet Naked z Urban Decay). Paleta ta sprawdza się zwłaszcza w bardziej dziennych makijażach. Klasycznego smokey nią nie zrobimy, bo mocno odczuwalny jest brak czarnego koloru. Natomiast jeśli nie posiadacie tej palety, a dodatkowo nie chcecie przepłacać, to w Inglocie z pewnością znajdziecie praktycznie identyczne odpowiedniki cieni zawartych w tej palecie ;-)
A na dokładkę 2 makijaże, do których wykorzystałam m.in cienie z palety Modern Renassaince:
47 komentarze:
Dziękuję, że zechciałaś przeczytać powyższą notkę i wypowiedzieć się na jej temat. Mój blog to nie miejsce na reklamę, proszę pamiętaj o tym :)