Peachy green plus Artdeco eyeshadow base
Dzisiaj 2 posty w jednym ;) Najbanalniejszy na świecie step w odcieniach zieleni i pomarańczu z niebieskim twistem oraz wprowadzenie do bazy pod cienie z Artdeco.
Pokolei - step:
I efekt końcowy (jestem na etapie kupna nowej lustrzanki, więc moje zdjęcia powinny wyglądać o niebo lepiej :) ):
Wprowadzenie do bazy Artdeco. Małe swatche, jak sobie radzi. Jeszcze nie próbowałam robić na niej makijażu, ale wygląda BARDZO obiecująco i ma taką świetną konsystencję (jakaż to miła odmiana po bublu-bazie od KOBO).
Opakowanie jest malusie, ale widać, że baza jest bardzo wydajna, więc nie mam jej tej wielkości za złe :) Tylko śmiesznie wyglądało tak małe pudełeczko zapakowane w tak wielki karton :)
Sama baza ma w sobie drobinki, które ślicznie pobłyskują w słońcu, można pokusić się nawet o zostawienie jej solo na powiekach. Poniżej efekty, jakie można dzięki niej uzyskać. Powiem Wam, że nawet po przetarciu ręki chusteczką miałam problemy zetrzeć resztę nawet zmoczonym w mleczku do demakijażu płatkiem kosmetycznym... WOW.
Póki co, jestem pod wrażeniem, oby tak dalej :> Na pewno przetestuję ją pod kątem makijażu i jego przedłużania trwałości (wraz z fixerem w solniczce, bo również dzisiaj do mnie dotarł) w sobotę, na cotygodniowych harcach i swawolach i nie omieszkam podzielić się z Wami swoim zdaniem! W końcu porównam 3 różne bazy.
A i pochwalę się, wygrałam (jako jedna z 20 dziewczyn) konkurs Rimmel na makijaż w stylu London eye. W nagrodę otrzymam maskarę Volume Accelerator. Mój makijaż (wiem, przyszalałam):
6 komentarze:
Dziękuję, że zechciałaś przeczytać powyższą notkę i wypowiedzieć się na jej temat. Mój blog to nie miejsce na reklamę, proszę pamiętaj o tym :)